środa, 16 maja 2012

Jakiego języka się (na)uczyć, aby dobrze żyć w Szwajcarii

Tutuł jest skrótem myślowym, a w rzeczywistości zamierzam napisać zarówno jakich się uczyć i w jaki sposób można to osiągnąć.

Szanuję bardzo tych obcokrajowców, którzy decydując się na dłuższy pobyt w Polsce, dokładają starań do nauczenia się języka polskiego choćby w stopniu podstawowym. W imię zasady wzajemności decydując się na wyjazd do innego kraju próbuję zorganizować sobie życie tak, aby znalazł się tam czas na naukę języka.
W Londynie nie było z tym problemu, bo całe szczęście mówią tam po angielsku.

W Szwajcarii zaczynają się schody. W kraju są cztery języki urzędowe, a w poszczególnych kantonach urzędowe/dominujące są inne języki. Nas wyprosiło do Kantonu Zurych, który jest kantonem niemieckojęzycznym. Michał znał podstawy niemieckiego jeszcze ze szkoły, ja z językiem niemieckim miałam do czynienia bardzo niewiele.

- Czy ktoś mi powie dlaczego przed wyjazdem nie zapisałam się na intensywny?-

Ale skoro nie zapisałam się, to musiałam nadrobić wszystko na miejscu. Są na świecie firmy, które swoim pracownikom oferują kurs językowy lub chociaż do niego dopłacają. Firma dla której pracuje Michał idzie o krok dalej i oferuje kurs także partnerowi. W taki oto sposób nadal (choć nie wiem jak długo jeszcze będę mogła) mam 2 godziny lekcyjne niemieckiego w tygodniu.

Szwajcaria jest drogim krajem, a i kursy językowe potrafią wypatroszyć kieszeń. Dla osób, które chcą oszczędzić albo z jakiegoś powodu nie lubią nauki w szkołach językowych lub (myślą, że) nie mają co zrobić z dzieckiem Szwajcarzy przygotowali idealne rozwiązania. Mnie wiadomo o dwóch, a z jednego korzystam.

Urzędy miejskie (Gemeinde) oraz inne organizacje (HEKS) organizują kursy językowe prawie za darmo.
Uczęszczam na kurs organizowany przez HEKS, ale z tego co mi się wydaje zasada w kursach Gemeinde jest podobna.

Kursy są podzielone na te, które mają opiekę nad dzieckiem i te bez opieki. W HEKSie za kurs (4 miesiące) płacę 190 CHF (ta kwota zawiera opiekę nad dzieckiem, bo ta opieka jest za darmo). Mimo, że kurs jest taki tani, to opieka jest naprawdę porządna (na kilkanaścioro dzieci przypadają aż cztery opiekunki, usypiają śpiące dzieci, włącznie z wyjściem z tym dzieckiem na spacer, żeby usnęło w wózku, nie ma problemu z daniem jeść czy zmianą pieluchy, a opiekunki są te same, a zatem dziecko nie jest narażone na lęki, że co tydzień będzie się nim zajmował ktoś inny). Najmłodsze dziecko jakie tam było miało może miesiąc i nadal żyje.

Kurs, a w zasadzie konwersacja odbywa się wśrednich grupach. W mojej grupie jest może 10 osób.

Kursy te są tylko do poziomu A2.

Minusy oczywiście są. W porównaniu do klasycznych szkół językowych zajęcia tutaj są bardziej chaotyczne, mniej zorganizowane. Nie ma książki przewodniej. Ale za to wychodzą naprzeciw oczekiwaniom kursantów i pytają jaki temat chcieliby przerobić.

O tym, że w naszym kantonie można też prawie swobodnie porozumieć się po angielsku pisał Michał w innym poście. Od siebie dodam jeszcze, język francuski nie jest im obcy. Włoski zasadniczo też.

Dla zainteresowanych:
Przykładowa ulotka kursu Gemeinde w Thalwil

1 komentarz: